Friday, November 12, 2010

AUTUNNALE...


Pamiętam pewien miły pażdziernikowy wieczór we Włoszech, spędzany w gronie przyjaciół. I ten zapach. Miała go na sobie siostra przyjaciela i pachniała tak intensywnie, że tak naprawdę nie bardzo wiedziałam czy w ogóle mi się podoba. Byłam ciekawa co to jest, ale finalnie wcale o to nie zapytałam...
Dwa miesiące później spacerowałam po Sephorze w poszukiwaniu nowego zapachu, w który akurat miałam ochotę się zaopatrzyć. Chodziłam, wąchałam, tu jedna buteleczka, tam druga... kiedy wszystkiego wokół za dużo, niestety zawsze jest problem.
I nagle znowu ON. Wystarczyła chwila, aby być 100% pewną, że to właśnie Chloe. I znów kolejny dylemat. Podoba mi się, czy to jednak nie to?... Musiałam zdecydowanie poczekać dzień lub dwa i przetrawić decyzję. Nadal mam czasem wrażenie, że zapach jest być może nie dla mnie, ale to czym mnie przekonał to właśnie jego specyficzność. Jest wiele zapachów, które tak bardzo są do siebie podobne. Chloe jest jednym z wyjątków. A jedyną zabawną rzeczą jest chyba fakt, że jakoś strasznie drażni mnie, kiedy wyczuję je na kimś innym...

1 comment:

  1. mmm...no wspaniale! :)
    aneczko pieknie piszesz o swoim świecie...

    ReplyDelete