Ok. Może nie jest to mój najnowszy zakup (czytaj: z ostatniej chwili), ale w gruncie rzeczy jeden z pierwszych, które nabyłam będąc już w Rzymie. Pierwsze tenisówki Hilfigera kupiłam w zeszłym roku, w maju. Chodziły wtedy za mną od dłuższego czasu białe trampki, a nie chciałam być jedna z miliona osób, które noszą ten sam model Convers'ów, a które na dodatek były dla mnie za "ciężkie". Chciałam jakieś proste, białe, bawełniane i lekkie do noszenia. Model, który widzicie powyżej był idealny, bo zakochałam się zaraz po pierwszym zmierzeniu i nie odpuściłam, póki nie kupiłam. Do dziś nie żałuję, bo przechodziłam w nich calutkie lato i pierwsze tygodnie pobytu w Rzymie. Niestety jakiś czas po przyjeździe dokończyły swego żywota i po głębokim namyśle postanowiłam kupić ten sam model raz jeszcze. Fakt, jak na zwykłe "szmaciaki" nie są tanie, ale mając świadomość jak są wygodne i funkcjonalne, zdecydowałam, że niech już będzie.
Model z tego sezonu różni się trochę od poprzedniego paroma szczegółami. Mam wrażenie, że materiał butów jest trochę inny, mają inny wzór wkładki wewnętrznej oraz pasek z tyłu. Ogólnie rzecz biorąc, wolałam te zeszłoroczne, jednak przyznać muszę, że tym razem wykonane są jednak staranniej. Na jednym ze zdjęć powyżej możecie zobaczyć oba modele i wyraźnie widać jaką "wadę" mają stare tenisówki: z boku przy podeszwie, w sumie niedługo po zakupie, zaczęły robić się dziurki, które z czasem niestety się powiększyły. Wiem, zawsze można było zareklamować... ale ja jakoś nie jestem typem wykłócania się w sklepach o pierdoły, więc sprawę odpuściłam. Wydaje mi się natomiast, że reklamacji mogli mieć sporo, bo w tym sezonie zostały na piętach wzmocnione skórzaną wstawką i obszyte dokładnie przy podeszwie. Były tylko jakoś trochę dziwnie sztywne i syntetyczne zaraz po zakupie, co nie bardzo mi się podobało, ale po pierwszym praniu zaczęły się wyrabiać.
Fajny model "evergreenów", które pojawiają się u Hilfigera co sezon, a od niedawna też dodatkowo na wyprzedaży.